piątek, 14 lipca 2017

Dzień czwarty.Prasat Phanom Rung. W drodze do Kambodży.

Dziś mieliśmy luźniejszy dzień. W zasadzie odkąd opuściliśmy Bangkok czuję się jak na prawdziwych wakacjach, ale dziś to był naprawdę chill out. Naszym celem było dotarcie do transferowego miasteczka Nang Rong, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg i z którego było już niedaleko do granicy z Kambodżą i niedaleko do Prasat Phanom Rung- najpiękniejszej świątyni khmerskiej w Tajlandii. Podróż z Peterem jest przygodą samą w sobie-to sympatyczny gaduła, który zna Tajlandię od podszewki. Ma w zanadrzu historie ciekawe, zabawne, niewiarygodne ale i traumatyczne- jak wspomnienia z okresu po Tsunami.
Na nocleg wybrał nowo otwarty Socool Grand Hotel- choć zwykle nocuje w innych hotelach w tym miasteczku. Samo Nang Rong jest zupełnie nieciekawe, ale często zatrzymują się tu turyści w drodze do Kambodży.
Hotel na pierwszy rzut oka robi świetne wrażenie- nowoczesny, czysty, nowy, z fajnym basenem. Zgodnie oceniamy jednak, że pokoje zostały wyposażone w słabej jakości materiały, nie wiadomo, czy przy tej wilgotności powietrza nie trzeba będzie go za 3 lata remontować. Tymczasem jest przyjemnie i luksusowo.


 

Niedaleko znajdują się bardzo lokalne i bardzo tanie knajpki ( 800 BTH za całą naszą piątkę) no i w ciągu pół godziny można dotrzeć autem do Prasat Phanom Rung. Świątynia pochodzi z X-XII w. Jakieś 20 lat temu przeszła gruntowną renowację i teraz prezentuje się naprawdę okazale.Położona jest na wierzchołku wygasłego wulkanu, 381 m. n.p.m, skąd rozciąga się piękny widoka na okolicę.
Nigdy wcześniej nie byłam w hinduistycznej świątyni i muszę przyznać, że robi ona na mnie duże wrażenie.Wysokie położenie symbolizuje siedzibę Śiwy na górze Meru. Piękne rzeźby w kamieniu przedstawiają Śiwę, tancerzy, słonie i mnóstwo przeróżnych figur.



 





Wisienką na torcie okazuje się odwiedzenie lokalnego rynku z owocami, warzywami i jedzeniem. Wszystko stanowi tam dla nas atrakcję ale jeszcze większą atrakcję stanowimy dla tubylców my- szczególnie Zosia i Zuzia.
Dziesiątki straganów z owocami- genialne w smaku rambutany ( nieco przypominają liczi) i mangostany, którymi się zajadamy (mają gorzką łupinkę ale w smaku są słodkie i soczyste)

Śmierdzące duriany, których jeszcze nie próbowaliśmy ( wszystko przed nami)
Dziesiątki straganów z innymi warzywami i owocami oraz gotowymi potrawami.

Trzy podstawowe składniki do ugotowania wywaru, będącego podstawą większości dań tajskich:










Bardzo popularne w Tajlandii są swojego rodzaju "garkuchnie"- wielu ludzi nie gotuje w domach, tylko kupuje na rynkach i straganach jedzenie w woreczkach, które zabiera do domu, przelewa na talerz i obiad zaliczony. Peter przyznaje, że sam często się tak żywił, przynajmniej za czasów , gdy nie miał żony. W Bangkoku, gdzie mieszkania w centrum są potwornie drogie, sprzedaje się kawalerki zupełnie bez kuchni- jedzenie w woreczkach zupełnie im wystarcza.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podróż powrotna i powakacyjne refleksje..

Można było zrobić to inaczej- chociażby kupić bilet lotniczy bezpośrednio z Koh Samui do Bangkoku, albo podróż rozłożyć na dwa dni. Ale gdy...